środa, 21 maja 2014

Rozdziałx3x

-Stafan!-Krzyknęła Caroline
-Później porozmawiamy.-Oznajmił i ruszył w stronę blond wampirzycy.

Postanowiłam się przejść.Szłam w stronę lasu.Kojarzył mi się z tatą.Na samą myśl o nim łzy spłynęły po moim policzku.Kochałam ojca, był chory lecz dawał z siebie wszystko żeby pomóc w domu, żebyśmy mieli uprawne zboża.Pewnego razu powiedział żebym pojechała do Angli na bal, ponieważ książę miał wybrać sobie żonę.Nie chciałam.Pragnęłam zostać z nim, lecz rozkazał mi.Gdy wróciłam okazało się, że nie żyje.Wszyscy myśleli, że była to śmierć naturalna jednak ja wiedziałam, że ktoś go udusił.Matki nienawidziłam.Zupełnie zapomniała o tacie, żałobie.Jakby ojciec wogóle nie istniał.Pamiętam dzień w którym uciekłam z domu, Mikaelsonowie przyjęli jak rodzinę.Nie było kolorowo, ale miałam jakąś rodzinę.Nagle usłyszałam za sobą cichy śmiech.Odwróciłam się szybko i zauważyłam mężczyznę miał blond włosy oraz kilkudniowy zarost.Wysoki oraz dobrze zbudowany wyglądał na oko po 30.W ręku trzymał kołek z białego dębu.
Przez chwilę patrzył na mnie z przymrużonymi oczami.Wystraszyłam się i zaczęłam powoli się cofać.
-Myślałaś, że mi uciekniesz?Widzisz nie jestem taki głupi.-Prychnął
-Coś się stało?Wyglądasz na wystraszoną.-Powiedział z kpiną w głosie
-Nie boję się ciebie.-Powiedziałam niepewnie
-Ach tak, nie boisz się mnie.Boisz się kołka.-Odpowiedział na to i uśmiechnął się chytrze.Chciał się ruszyć, więc zamknęłam oczy.Usłyszałam tylko odgłos łamiącego się karku.Otworzyłam oczy i zauważyłam przystojnego mężczyznę,miał 180 cm wzrostu i chude ale muskularne ciało.Krótkie ciemno-brązowe włosy i piwno-brązowe oczy.Jego rysy twarzy były kanciaste - wysokie kości policzkowe, silne szczęki i prosty nos.Ubrany był w ciemno-granatowy garnitur.
-Mój brat szukał tego kołka.-Powiedział nie patrząc na mnie i zabierając trupowi kołek
-Czemu to zrobiłeś?-Spytałam
-Byłaś wyztraszna, i nic mu nie będzie.Chyba.Jestem Elijah.-Odpowiedział a ja momentalnie wtuliłam się w niego mocno.On zszokowany moim działaniem odepchnął mnie lekko i chwycił za ramiona, potrząsnął mną.Gdy spojrzał w moje oczy, rozpoznał mnie.
-Heaven.-Powiedział i rozszerzył oczy w zdziwieniu.-Żyjesz?-Spytał z niedowierzaniem
-Praktycznie nie.Ale jestem tu Elijah.-Odpowiedziałam
-Wrócisz ze mną do Orleanu ?-Spytał
-Nie wiem.Zaczynam od nowa.-Odpowiedziałam
-Jak twoje dziecko?-Spytał
-Nie mam żadnego dziecka.-Odpowiedziałam ostro
-Pod twoją nie obecność, spotkałem kilka wiedźm.Miały one umiejętność mowy.-Oznajmił
-Elijah, nie wmawiaj mi nie prawdy.-Odpowiedziałam chłodno
-Nigdy nie kłamię.-Odrzekł
-Idę stąd.-Zrobiłam dwa kroki w przód, ale niestety nie zdołałam zrobić następnych ponieważ Elijah złapał mnie za rękę i szybko odwrócił w swoją stronę, jego miną mówiła tylko jedno.Wie.
-Masz dziecko prawda?-
Zapytał, a ja mimowolnie kiwnęłam głową na znak, że tak.Z jednej strony cieszyłam się, że dowiedział się tego, ale z drugiej wiedziałam, że dostanę niezły bit od Klausa, nie spodoba mu się to jeżeli Elijah podzieli się tą informacją.
-Czemu kłamałaś mówiąc, że jesteś człowiekiem?-Zapytał pewnie
-Nie kłamałam.Dowiedziałam się dopiero po przemianie w wampira.-Odpowiedziałam
-Dobrze, kiedy zaszłaś w ciążę?-Spytał znowu
-Kiedy byłam z tobą.Lata 30.-Powiedziałam cicho
-Zdradziłaś mnie!?-Podniósł głos
-Oczywiście, że nie!Nie mogłabym!-Krzyknęłam
-Jeżeli nie to kto jest ojcem?-Spytał spokojniej
-Ty.-Usłyszałam cichy śmiech Elijah.
-To niemożliwe!Przestań kłamać!-Krzyknął
-Chciałam mieć dziecko, poszłam do wiedźmy a ona uczyniła mnie płodną na jedną noc.Dała mi też eliksir który kiedy ty wypiłeś uczynił także ciebie płodnym.Po tym jak zaszłam w ciążę czułam się źle, że mam dziecko za pomocą czarów.Więc uciekłam.Po miesiącu usłyszałam, że idą po mnie więc zaniosłam dziecko do wiedźmy i kazałam zatrzymać jej wzrost oraz ukryć.Następnego dnia byłam już w królikiem doświadczalnym w Laboratorium Augustine.-Opowiedziałam zgodnie z prawdą.Zauważyłam, że po policzku Elijah spłynęła samotna łza.Otarłam ją kciukiem, a on złapał mnie za rękę i spojrzał w oczy.
-Gdzie dziecko jest teraz?-Spytał
-Z wiedźmą.-Odpowiedziałam
-Bezpieczne?-Zadał kolejne pytanie
-Tak.-Przyznałam a on pocałował mnie delikatnie w polik i odsunął się.
-Mogę zobaczyć dziecko?-Spytał unosząc moją twarz do góry
-Dobrze, musimy iść do mojego domu, mam tam mapę.-Uśmiechnęłam się i ruszyłam przed nim.

-Ukryłaś dziecko w komnacie?Tam gdzie była Katerina?-Spytał idąc za mną.
-Nie.Dziecko jest z wiedźmą w komnacie obok.Tylko rodzice dziecka mogą zobaczyć drzwi i je otworzyć.-Odpowiedziałam dotykając zimnego kamienia na którym wyryte były pierwsze litery naszych imion oraz nazwisk.Elijah nie czekając dłużej popchnął kamień i przed nami ukazała się Janett Bennett z moim dzieckiem w dłoniach.
-Czemu Janett nie oddycha?A ważniejsze czemu dziecko nie oddycha?!-Zapytał podenerwowany
-Spokojnie, żeby zatrzymać wzrost dziecka trzeba było także zatrzymać wzrost Janett oraz ich bicia serca.-Powiedziałam spokojnie
-Jak ich obudzisz?-Zapytał dotykając dziecka
-To proste.-Powiedziałam.-  *Pater et mater e somno potest fortasse sanguis simplex* .-Chwyciłam nóż i przecięłam rękę.Krew skapnęła na wiedźmę oraz .na policzek dziecka.To samo zrobił Elijah.Chwilę później oboje się "obudzili".
-Proszę.-Powiedziała Janett i podała dziecinę Elijah.Dziecko ma jasną skórę, pulchne policzki, malutkie rączki, troszkę jasnych blond włosów na głowie i ciemnobrązowe hipnotyzujące oczy po Elijah.
-Chłopiec.-Dopowiedziała Janett
-Ma imię?-Spytał Mikaelson
-Czekał na ciebię.-Odpowiedziałam
-Proponuje Silas Alaric.-Zaproponowała wiedźma
-Przyjmuję propozycję.-Odpowiedział ucieszony
-Silas Alaric Mikaelson.Ładnie.-Przyznałam im
-Teraz przepraszam.Ale który mamy rok?-Zapytała kobieta
-2014.-Odpowiedział jej Elijah
-Trochę zajęło wam dotarcie do dziecka.-Przyznała.
-Idę poznać nowy świat.Do zobaczenia.-Powiedziałą i wyszła na zewnątrz.
-Może też wyjdziemy?-Spytał mężczyzna a ja nie czekając dłużej poprostu wyszłam.

     *Godzinę później*
-Elijah!-Krzyknęłam przerażona a on pojawił się obok mnie.
-Gdzie dziecko?-Spytał
-W tym problem!Nie ma!Silas zniknął!-Wykopałam za okno jedną szafę ze wściekłości.
-Heaven, znajdziemy go.-Powiedział na krawędzi wytrzymałości.
-Jest tu jakaś wiedźma?-Spytałam
-Jestem.-Powiedział ktoś za nami i obruciliśmy się równo.Zauważyłam dziewczynę o zielono-niebieskich oczach  i długich kręconych blond włosach.-Bonnie kazała mi po coś wpaść.Ale nadzwyczajniej czegoś potrzebujecie.-Powiedziała
-Zaklęcie lokalizujące.-Powiedziałam wprost
-Dajcie mi swoje ręce.-Powiedziała i podaliśmy jej ręce a ona zamknęła oczy.-Phasmatos Tribum, Nas Ex Viras Sequita Saguines Ementas Asten Mihan Ega Petous.-Wypowiedziała te słowa i szybko otworzyła oczy.-Dziecko jest w Nowym Orleanie.Nie mam pojęcia co tam robi ale to chyba wilkołak.Poza tym gdzie księga zaklęć Bonnie?-Spytała
-Górna lewa szafka.15 w rzędzie.-Powiedziałam a ona wyszła.Elijah spojrzał mi w oczy z bólem.
-Wiemy gdzie dziecko.Pakuj się.-Powiedział i także wyszedł.

Hejka miśki!Macie rozdział.:*
Polecam to -->  http://youtu.be/z1zNL2ku-lY

Tłumaczenie zaklęcia na "obudzenie dziecka":
*Obudzić ze snu to proste być może gdy matka i ojciec krew oddać może.*

piątek, 16 maja 2014

Rozdziałx1x

Uciekłam, nareszcie uciekłam z laboratorium Augustine.Biegłam przed siebie.Wbiegłam w las.Nie wiem, gdzie jestem.Widziałam tylko otaczający mnie mrok i pojedyncze promienie światła z blasku księżyca.Poczułam dziwny zapach, który dostał się do moich nozdrzy.Szłam powoli przed siebie nie wiedząc, co mnie czeka i co mam robić.Pieprzony wszechświat!
Zaczęłam biec dalej w ciemnościach, uświadamiając sobie, że unoszący się 
w powietrzu zapach jest coraz słabszy.Weszłam na drogę.Super.Nagle coś zobaczyłam.Na ziemi.Jakiś człowiek.Nie mogłam dostrzec jego twarzy.Skierowałam się w jego stronę.Podeszłam bliżej.Jeszcze bliżej.
-Halo?-Zapytałam, a on momentalnie otworzył oczy i wstał.Teraz mogłam ujrzeć go całego.
Dość wysok i szczupły mężczyzna.Ma bladą cerę, błękitne oczy i ciemnobrązowe włosy.Miał na sobię  czarną skórzaną kurtkę, czarną koszulke i jeansy.
-W czym pomóc?-Odezwał się
-Gdzie jestem?-Spytałam rozglądając się 
-Mystic Falls.-Powiedział a jego twarz przybrała inny wyraz.Jego oczy zmieniły się w czarne, pod nimi rozsiedliły się czerwone żyłki, ukazał swoje śnieżno-białe kły.Zaśmiałam się.A on zdziwony zamienił się z powrotem w człowieka.
-Nie ze mną takie numery.-Powiedziałam 
-Co?Nie boisz się?-Spytał
-Raczej, że nie?-Zapytałam ironicznie.-Prawdopodobnie mam więcej lat niż ty złotko.-Powiedziałam z dumą
-Wątpię.1840, a ty?-Spytał 
-Urodziłam się w 999.A imię masz?-Zapytałam przegryzając wargę.
-Damon Salvatore.-Powiedział podając mi rękę, lecz jej nie uścisnęłam.
-Abbadon.Ale przyjaciele mówią na mnie Heaven.Żartowałam.Nie mam przyjaciół.-Powiedziałam mijając go i patrząc w dal
-Znam kogoś kto powiedział to samo.-Powiedział 
-Mam nadzieję go poznać.Jak daleko do miasta?-Spytałam 
-Kilka minut.-Odpowiedział
-W którą stronę?-Zadałam kolejne pytanie 
-Moje prosto, biegnij za mną.-Powiedział puszczając mi oczko i biegnąc z szybkością wampira a ja za nim.Nagle poczułam ogromny ból w okolicach brzucha.Chwyciłam się za niego i poczułam mokrą ciecz.Krew.Nacisnęłam próbując zidentyfikować co to.Lecz to nie było za dobre posunięcie.Zemdlałam.
Obudził mnie okropny ból.Powoli otworzyłam oczy.Spostrzegłam, że znajdowałam się w jakimś salonie. Leżałam na kanapie, blisko kominka. Przestrzeń w pomieszczeniu była ogromna.Usiadłam i sprawdziłam brzuch.Nic nie ma.
-Jak się czujesz?-Zapytał Damon stojący niedaleko z jakąś młodą dziewczyną.Ma owalną twarz, lekko oliwkową cerę, brązowe oczy i długie, proste, ciemne włosy. 
-Katherina.-Powiedziałam
-Nie to jej sobowtór.Katherine nie to żyje.-Powiedział Damon 
-Szkoda, lubiłam tą szmatę.Poza tym.Co się stało?-Westchnęłam i patrzyłam na nich nieruchomo.
-Łowca.-Powiedział Damon
-Abbadon?-Zapytała.
-Tak, skąd wiesz?Gdzie ja jestem?-Zapytałam
-W moim domu.-Odrzekł Damon.
-Widziałam cię w książkach od historii.I ktoś o tobie mówił.Nie tylko Damon.- Powiedziała-Jestem Elena.-Uśmiechnęła się miło
-Kto jeszcze o mnie mówił?-Spytałam wstając 
-Ja kochana.-Powiedział ktoś z akcentem wchodząc do pokoju.Zauważyłam atrakcyjnego mężczyzne. Jego wzrost wynosił 180 cm.Posiadał kręcone włosy z kolorem brudnego blondu i błękitne oczy, które kontrastują z jego perłowo-białą skórą.
-Klaus.-Powiedziałam cicho
-O, pamiętasz mnie.Jak miło.-Powiedział sarkastycznie 
-Co potrzebujesz?-Spytałam pochodząc bliżej
-Potrzebuję cię do czegoś.Nie mogłem cię znaleźć.I nie widziałem cię od przynajmniej siedemdziesięciu lat, wiesz jak się martwiłem kochana?Gdzie ogólnie byłaś?-Spytał rozkładając ręce 
-12143.-Powiedziałam.-Laboratorium Augustine, byłam obiektem badań na wampirach.Prawdopodobnie wczoraj uciekłam.Byłam tam siedemdziesiąt lat.Właśnie dlatego nie mogłeś mnie znaleźć.Czemu mnie szukałeś?-Spytałam 
-Wampir Augustine?-Spytał Damon.-Ja byłem 21051.-Powiedział 
-Wracając.Pierwotna, wamirem Augustine?Przyleć do Nowego Orleanu ponieważ nadal cię potrzebuję.-Spojrzał na telefon.-Przykro mi kochana, muszę wracać.Będę na ciebie czekał, wiesz gdzie mieszkam.-Powiedział puszczając oczko i wyszedł.
-Abbadon Lockwood.Nie myślałam, że kiedykolwiek ciebie poznam.-Powiedziała Elena
-Ta..Dzięki, Damon za pomoc.Ale muszę iść.-Powiedziałam
-Gdzie iść?-Spytał 
-Zostaniesz tutaj.-Powiedziała Elena
-Nie mogę.Miałam swoje życie które dobrze się układało, miałam kochającego męża, dom, rodzinę.Augustine zabrało mi wszystko.Teraz nie mam nic.Wiem, że muszę zacząć od nowa, właśnie chcę to zrobić.-Powiedziałam a Elena spojrzała na mnie smutno
-Przykro mi, że nie masz do czego wracać.Ale możesz zostać tu i zacząć od nowa.Pomogę ci.-Odezwała się
-Przyjmuję propozycję.-Powiedziałam z uśmiechem.


Numerek pierwszy jest do waszej dyspozycji kochani!
ENJOY BABES!

        [Abbadon Lockwood]

niedziela, 11 maja 2014

Rozdziałx2x

Damon spojrzał na mnie z wyraźnym rozbawieniem.
-Twój dom gotowy!-Krzyknęła wysoka blondynka stojąca obok niego.Która najwidoczniej strasznie się cieszyła.-A tak poza tym jestem Caroline.-Przywitała się a ja z uśmiechem spojrzałam na nowy DOM, śliczny jest.Damon wraz z jego przyjaciółmi zbudowali go w lesie niedaleko jego posiadłości.
-Chcesz obejrzeć wnętrze?-Spytała otwierając drzwi.-Urządziłam je z pomocą Eleny oraz Bonnie.Powinno ci się spodobać.-Gdy weszłam ujrzałam duży salon wypełniony milionami książek, znajdowała się też tam duża kanapa, stół oraz kilka foteli z poduszkami.Duże okna oświetlały całe pomieszczenie.
-Piękne.-Powiedziałam idąc dalej.Zauważyłam przepiękną KUCHNIĘ, obok niej znajdowały się drzwi do małej ŁAZIENKI.Zeszliśmy na dół do PIWNICY.Spojrzałam na nich ze zdziwieniem.
-To był Damona pomysł.Kawałek dalej jest reszta.-Powiedziałą Caroline
-Nie musisz dziękować.-Uśmiechnął się
Reszta piwnicy to ALKOHOL oraz jakieś tajemnicze przejście do Damona domu i w inne miejsce kanałami podziemnymi.
Wyszliśmy z powrotem na górę domu tylko, że na drugie piętro.Znajdowało się tam pięć pokoi.Trzy z nich to pokoje gościnne, są takie same tylko z inną kolorystyką.W każdym jest łóżko łazienka, dwie szafki nocne i szafa na ubrania.Pokój numer cztery to cały czarny pokój z dużą kanapą, dużym telewizorem i szafą zapełnioną różnymi filmami.Weszłam do ostatniego pokoju okazał się być moim POKOJEM.W nim znajdowały się jeszcze jedne drzwi które prowadziły do mojej ŁAZIENKI.
-Ten dom jest cudowny.Dziękuję wam.-Powiedziałam przytulając Caroline.
-Nie ma sprawy.-Uśmiechnęła się
-Trzeba jeszcze znaleźć ci męża.-Powiedział Damon
-Nie bądź nie grzeczny.Pomogę ci.-Powiedziała wyjrzawszy za okno
-Co teraz robimy?Nudzi mi się.-Powiedział znudzony Damon
-Możemy przedstawić Abbadon, reszcie.-Zaproponowała
-Jasne, ja rezygnuję.Narazie.-Powiedział i zniknął
-Ubierz TO.-Powiedziała Caroline pokazując mi gotowy strój.Gdy go założyłam poczułam się lepiej.
-Wyglądasz cudownie.Chodźmy.-Powiedziała podekscytowana.

Gdy weszłyśmy do Mystic Grilla, zauważyłam, że dość duża ilość mężczyzn nam się przygląda.
-Tam są!-Krzyknęła Caroline ciągnąc mnie stronę znajomych.Usiadłam pomiędzy Caroline a chłopakiem o brązowych oczach i krótko strzyżonych, czarnych włosach.Chłopak jest średniego wzrostu, dość umięśniony i szczupły.Uśmiechnął się a ja założyłam kosmyk włosów za ucho.
-To jest..-Zaczęła Caroline ale jej przerwałam
-Abbadon Lockwood.-Powiedziałam a wszyscy oprócz Eleny spojrzeli na mnie dziwnie.-Coś nie tak?-Spytałam
-Jestem Tyler Lockwood.-Powiedział chłopak siedzący obok mnie
-Miło mi cię poznać.-Przywitałam się
-Dobrze cię widzieć.-Powiedział Stefan
-Matt Donavan.-Powiedział dobrze zbudowany, wysokim mężczyzna, z krótkimi blond włosami i niebieskimi oczami w których można się zakochać.
-Bonnie Bennett.-Uśmiechnęła się młoda Afroamerykanka o oliwkowo-zielonych oczach i ciemnych włosach.
-Jeremy Gilbert, młodszy brat Eleny.-Przywitał się przystojny młody mężczyzna.Wysoki oraz dobrze zbudowany.Ma ciemno brązowe włosy oraz oczy.
-To już wszyscy.Damona znasz.-Powiedział Stefan
-Czym jesteście?-Spytałam
-Tyler to hybryda, Stefan wampir, Elena wampir, Bonnie czarownica, Jeremy to łowca, Matt to człowiek a ja jestem wampirem.A ty?-Spytała
-Wampir z tysiąc letnim stażem.-Powiedziałam z lekkim uśmiechem
-Przecież Lockwoodowie to wilkołaki.-Powiedziała Bonnie
-Tak, nikt tego nie zgadł do teraz.-Przyznałam
-Czyli jesteś hybrydą?Tak jak Klaus?-Spytała Caroline
-Tak, tylko nie miałam uśpionego genu.-Odpowiedziałam
-Znasz Klausa?-Spytał Tyler
-Tak.A ty?-Zapytałam
-Za dobrze.-Odpowiedział
-Masz chłopaka?-Spytała nagle Elena
-Abbadon, straciła wszystko.-Wyjaśniła Caroline a ja nagle poczułam niewyobrażalny głód, krwi.Muszę kogoś zabić.
-Przepraszam.Mogę już jechać do domu?-Spytałam.-Miałam ciężki dzień i jestem zmęczona.-Skłamałam
-Jasne, odwieźć cię?-Spytał Stefan.
-Nie dzięki.Chyba sobię poradzę.Do zobaczenia.-Pożegnałam się i wyszłam.Szłam przed siebię ale usłyszałam wołanie mojego imienia.Zatrzymałam się i odwróciłam.Tyler biegł w moją stronę.
-Napewno nie jesteś zmęczona.-Powiedział na wstępie
-Mogła bym być.-Usprawiedliwiłam się
-To idziemy kogoś zabić?-Spytał
-Jasne tylko nie wiem gdzie.-Powiedziałam
-Las?-Zaproponował
-Super, chodźmy.-Ruszyliśmy do lasu.

Zabiłam poprzez wypicie całej krwi z krwiobiegu trzy osoby.Ale to byli gwałciciele.Tyler pożegnał się ze mną i poszedł do domu.Ja także szybko się w nim znalazłam.Wypiłam jeszcze jakiś sok i umyłam zęby.Weszłamy mojego pokoju i chwyciłam w ręce jakaś książkę, zaczęłam czytać.Na końcu książki znalazłam kartkę i pierścień.Odwinęłam ją i zaczęłam czytać.

„Abbadon znalazłam twój rodzinny pierścień, bardziej wykradłam z muzeum.Ale wiem, że jest dla ciebie ważny.Mam nadzieję, że poczułaś się lepiej.Do zobaczenia.
                              Elena."

Moja mina wyrażała totalne zdumienie choć wiedziałam, że w tym dniu nic mnie już nie zaskoczy.Pojedyńcza łza spłynęła po moim policzku na widok pierścienia.
-Dzięki Elena.-Mruknęłam do siebie i założyłam pierścień.
Odłożyłam kartkę do księgi i położyłam na łóżku, lecz po chwili poszłam do łazienki.Rozebrałam się, i weszłam do wody.Odczułam ogromną ulgę.Po kąpieli otuliłam się ręcznikiem i założyłam szlafrok.Wyszłam z łazienki susząc włosy ręcznikiem.Po chwili poczułam lekki chłód w pokoju.Stanęłam i zaczęłam się rozglądać.
Usłyszałam tuż za plecami chrząknięcie i odwróciłam się pospiesznie.Zauważyłam mężczyznę.Nie mam pojęcia kto to.
-Zginiesz!-Wykrzyczał rozwścieczony przyciskając mnie do ściany.Ledwo oddychałam.Moje serce nie nadążało bić z przerażenia.Jego źrenice zaczęły zmieniać wielkość.
-Zabiłaś mi rodzinę.-Powiedział.Nagle pojawił się ktoś i powalił go na ziemię.
-Przepraszam złotko, ale ugryzł go wilkołak, wiesz jak to jest.-Powiedział ktoś z wyraźnym akcentem.Po chwili ujrzałam go.Przystojnym wampir o południowej urodzie.Dość wysoki, i dobrze zbudowany.Brązowe włosy i oczy w tym samym kolorze.-Abbadon.-Powiedział a mężczyzna który został przez niego zniknął.
-Nie możliwe.-Powiedziałam zakrywając usta dłonią
-Nie mów mi, że się nie cieszysz.-Mruknął pochodząć do mnie bliżej.Moje emocje jak i serce wariowało.Więc cofnęłam się troszkę.
-Nie wiem.-Powiedziałam
-Wiesz ale boisz się przyznać.Poza tym.Gdzie twój mąż?Zostawił cię, umarł, zjadłaś go czy może znalazł inną?-Spytał
-Nie byłam obecna przez siedemdziesiąt lat.Coś jeszcze?-Spytałam wściekła
-Zostawił cię, nie prawda?A co tam u Klausa?-Spytał
-Dosyć!-Krzyknęłam.Nie wytrzymałam rzuciłam się na niego.Enzo jednym ruchem przycisną mnie do ściany i oboje znaleźliśmy się tak blisko że prawie stukaliśny się nosami.
-Ale ty jesteś agresywna.-Rzucił lekceważąco ,po czym odepchnęłam go od siebie.Zniknął, lecz po chwili wrócił.-Zapomniałem czegoś.-Powiedział i przywarł mnie z powrotem do ściany całując zachłannie moją szyję.Całował mocniej, brutalniej a w tych pocałunkach czułam pożądanie.Zdjął moją sukienkę i zaczął całować mnie po dekolcie.Moje pożądane rosło chyba bardziej ponieważ wręcz zerwałam z niego koszulkę.Po chwili jego spodnie znalazły się na podłodze.Zaczął składać pocałunki na całym moim rozpalonym od fal przyjemności i pożądania ciałem.Bez trudu rozpiął i wyrzucił mój stanik.Zaczął gnieść i całować moje piersi, po czym wpił się w moje usta całując zachłannie.Zjechał ręką na brzuch i niżej. Delikatnie wsunął palce pod cieniutką gumkę moich majtek.Ściągnął je bez trudu.Zniżył się i przejechał dłonią po wewnętrznej stronie moich ud wywołując przyjemny dreszcz na ciele,kierując się w stronę mojego punktu G.Rozsunęłam uda dając mu większy dostęp.Wsunął delikatnie dwa palce w pochwę, a ja jęknęłam z rozkoszy.Podniósł się i zaczął obcałowywać moją szyję.Wtedy ściągnągnęłam jego bokserki.Wylądowały tam gdzie reszta ubrań.Szybko wylądowałam brutalnie na łóżku, Enzo pojawił się nade mną całując.Przejechałam palcem po jego przyrodzeniu.Zadrżał pod wpływem dotyku.Przyspieszył oddech.Złapał mnie i przyciągnął do siebie.
Po chwili poczułam jak zatapia we mnie swojego penisa.Krzyknęłam gdy we mnie wchodził.Czułam przyjemne rozpychanie.Wsuwał się delikatnie i subtelnie coraz głębiej i głębiej. Położyłam dłonie na jego plecach i wbiłam mu w nie paznokcie.Wszystko robił tak brutalnie jakże delikatnie, powoli doprowadzając mnie do szaleństwa.Nagle przyśpieszył tępo.Wydawaliśmy z siebie dźwięki rozkoszy.Wchodził we mnie głębiej dając mi więcej rozkoszy.Ale Enzo wyszedł ze mnie i posadził na sobie.Teraz ja przejejmuję pałeczkę.Zaczęłam unosić się w górę i w dół szybko oddychając.Gdy nie miałam już sił opadłam na niego a ten położył się na mnie i znów we mnie wszedł.Wbiłam palce w materac a moje ciało wygięło się w łuk.Teraz był bardziej stanowczy i pewny siebie.Powoli obydwoje dochodziliśmy do finishu.Jeszcze tylko ostatnie pchnięcie i obydwoje doszliśmy w tym samym momencie.Opadł na łózko koło mnie, i momentalnie zasnęłam.

Obudziłam się, czując na sobie miękki materiał.Obróciłam głowę zauważyłam, że jestem sama. Wstałam trząc oczy.Ubrałam świeżą bieliznę i szlafrok.Zeszłam do kuchni i wyciągnęłam sok z lodówki upijając łyka.Gdy zamknęłam lodówkę ujrzałam Stefana.
-Hey, jak się spało?-Spytał
-Po pierwsze nie zakradaj się.Po drugie fajnie, chyba pierwszy raz od siedemdziesięciu lat się wyspałam.-Uśmiechnęłam się miło.
-Super, ubierz coś to dostarczę cię do Caroline.-Powiedział
-Dostarczę?-Spytałam unosząc brew
-Wiesz o co mi chodzi.-Powiedział popychając mnie lekko na schody.-Weź jakąś torebkę, i ubierz się jak nastolatka.-Rzucił jak weszłam do pokoju.Okey, jak nastolatka.
Otworzyłam szafę i ujrzałam same takie ciuchy.Super, ubrałam TO i pozostawiłam włosy rozpuszczone.
Gdy się odwróciłam ktoś przywarł do mnie ustami, pół nagi Enzo.Odepchnęłam go delikatnie.
-Poszedł już?-Spytał
-Nie, a ja wychodzę..-Powiedziałam chcąc wyjść ale uniemożliwił mi to Enzo.-Słucham?-Spytałam
-Powodzenia.-Powiedział i z nienacka usłyszałam stukot w drzwi.Otworzyły się, a w nich stanął Stefan.Enzo zniknął.
-Możemy?-Spytał
-Wyglądam jak nastolatka?-Spytałam obracając się wokół własnej osi.
-Tak, chodźmy.-Powiedział.

Weszliśmy do dużego budynku Whittmore College.
-Co tu robimy?-Spytałam oglądając wnętrze budynku.
-Będziesz tu chodzić do szkoły.-Odrzekł.-Proszę podać mi papiery dla Abbadon Lockwood.-Powiedział do (chyba) recepcjonistki.
-Pan jest jej bratem?-Spytała szukając
-Kuzynem.-Poprawił ją
-Przepraszam, jesteście bardzo podobni więc założyłam..Proszę bardzo.-Powiedziała podjąć mu kilka kartek i jakiś zeszyt.
-Dziękuje.-Odpowiedział i poszliśmy do miejsca mieszkalnego.
Otworzył drzwi jednego pokoju i weszliśmy.Ujrzałam Caroline, Elenę oraz Bonnie.
-Co tu robię?-Spytałam gdy Stefan zamknął drzwi.
-Będziesz z nami mieszkać, i chodzić do szkoły!-Krzyknęła Caroline.-Chyba, że wolisz siedzieć z Damonem i głupieć.-Powiedziała zdegustowana
-Jasne.Będzie fajnie, nigdy nie byłam w Collegu.-Uśmiechnęłam się do nich.-A ty?-Zwróciłam się do Stefana
-Ja nie.-Odpowiedział
-No weź, naprawdę zmuszasz mnie do chodzenia tutaj a ty kuzynie co robisz?-Zapytałam
-Kuzynie?-Spytała Caroline.-Czy ja o czymś nie wiem?-Blondynka wstała z miejsca.
-Długa historia.Mam inne rzeczy do roboty.Przykro mi kuzynko.-Powiedział
-Mam czas.Opowiadaj.-Powiedziała zaciekawiona Caroline
-Urodziłam się w 999 roku, moja matka za wszelką cenę nie chciała żeby ktoś dowiedział się o tym, że jest z rodziny Salvatore.Gdy uciekłam po śmieci ojca do Mikaelsonów, w 1862 dowiedziałam się od nich o rodzinie matki a, że nie miałam innej rodziny oprócz Mikaelsonów, zaczęłam szukać rodziny Salvatorów.Znalazłam ich, i przyjęli mnie bardzo ciepło.Poznałam tylko Stefana, ponieważ Damon był ną wojnie.Ze Stefanem zaprzyjąźniłam się szybko,opowiedziałam mu o matce, nazwaliśmy się kuzynami.Zrobiliśmy sobie zdjęcie które cały czas mam.Gdy przyjechała Katherina wyjechałam.-Powiedziałam z lekkim uśmiechem
-Czyli jesteś pierwotną?-Spytała Bonnie
-Można tak powiedzieć.-Odpowiedziałam
-Ja swobodnie powiedziałabym, że jesteście rodzeństwem.-Przyznała Caroline
-Nadal masz to zdjęcie?-Spytał Stefan z niedowierzaniem
-Oczywiście.-Odpowiedziałam a po policzku spłynęła mi jedna łza.

Kolejny rozdział za nami cukiereczki! Hope you enjoy.Uciekam już do szkoły.Narazie ;3